wtorek, 12 lipca 2016

Made in China czyli HAUL zakupowy z Aliexpress #3

Witajcie Kochani!




Dzisiaj przychodzę do was, jak widać w tytule, z haulem zakupowym ze stronki Aliexpress. Dawno już nie było u mnie takiego typu wpisu a z racji, że trochę ostatnio pozamawiałam to postanowiłam podzielić się z wami moimi zdobyczami. Haul będzie dotyczył nie tylko kosmetycznych produktów. Zapraszam więc do czytania! :)




Może będę opisywać w kolejności w jakiej przyszły mi produkty, więc zaczniemy od zalotki. Tak pewnie ktoś pomyśli "głupota zamawiać zalotkę z Chin jak za grosze można ją kupić w sklepie". Kto co lubi, ja przy okazji zakupów dodałam ją do koszyka. Zalotka jak zalotka, dodatkowych super funkcji nie posiada, ale swoje zadnie spełnia. Ta, którą zamówiłam jest najzwyklejsza. Wykonano ją z metalu a uchwyt pokryto gumą. Dodatkowo w zestawie dołączono dodatkową gumkę. Ja uważam, że swoje zadanie spełnia i jestem z niej zadowolona. Za swoją zalotkę zapłaciłam $0,48 czyli w przeliczeniu na złotówki nie całe 2 zł. Paczka szła do mnie 21 dni, czyli bardzo szybko.

Kolejny mój zakup to okulary przeciwsłoneczne. Są one plastikowe, z dosyć miękkiego ale wydaje mi się solidnego plastiku. Ja wybrałam  transparentne szare z niebieskimi lustrzanymi szkłami. Szkła są rzeczywiście lustrzane z niebieską poświatą, dodatkowo są dosyć ciemne. Wykonane są z plastiku w standardzie Chin. Jednak moim zdaniem całe okulary wyglądają na prawdę ciekawie. Jak do tej pory okulary sprawdzają się dobrze. Nie spodziewałam się wysokiej ochrony przed promieniami UV. O tym nie znalazłam żadnej informacji. Najważniejsze jest to, że zmieściły się na moją wielką głowę. :) Koszt tych okularów to $1,47, czyli około 6 zł. Na towar czekałam 22 dni. Zarówno okulary jak i zalotkę zamówiłam w tym samym czasie i przyszły mi dzień po dniu. Także na prawdę szybka wysyłka.



Kolejną przesyłką jaką zamówiłam z Aliexpress są matowe pomadki w płynie Lime Crime. Je również zamówiłam z czystej ciekawości. Zakupiłam dwa kolory CASHMERE oraz BLEACHED. Recenzje o tych pomadkach postaram dodać w najbliższym czasie, więc teraz za dużo o nich wam nie powiem. Jedna sztuka kosztowała $1,35, w przeliczeniu około 5 zł. Co do czasu dostawy to strasznie się zawiodłam na tym sprzedawcy i więcej u niego nic nie zamówię. Na przesyłkę czekałam prawie 2 miesiące. Dodatkowo sprzedawca w ogóle nie odpisywał na moje wiadomości, istna porażka. Z tego co widziałam, to ciężko w tym momencie jest już dostać te pomadki na Ali. Więcej o samych produktach powiecie się w następnym wpisie.








Mam nadzieję, że lubicie AliHaule tak jak i ja. Na pewno nie zaprzestanę na tym zamówieniu, więc czekajcie na więcej. Na dzisiaj to już wszystko.
Do zobaczenia. Pa!

środa, 6 lipca 2016

Pielęgnacja włosów część 3. Maski do włosów

Witajcie Kochani!

Czas na trzeci, ostatni już wpis dotyczący pielęgnacji włosów. Dzisiaj na tapetę weźmiemy maski do włosów. Mam wam do zaproponowania 3 maski, które testowałam i na które mam odmienne opinie. Wspomną jeszcze o jednej, której używałam około dwa lata temu ale z tego co pamiętam była godna polecenia i bardzo pomogła mi w doprowadzeniu do ładu moich włosów.

Nie przedłużając zaczynajmy...


Pierwszą maskę jaką chcę wam zaprezentować jest Intensywnie Regenerująca Maseczka do włosów z proteinami mlecznymi z firmy BioVax. Miała się ona znaleźć w projekcie denko ale skoro powstała seria o pielęgnacji to nie mogę jej pominąć. Maska posiada bardzo wygodne opakowanie o objętości 250 ml. Jest to może niewiele, ale uwierzcie wystarcza na bardzo długo. Ale przejdźmy do samej maski. Ma ona taką "maskową" konsystencję, czyli gęstą z perłową poświatą a sama jest w kolorze białym. Dodatkowo posiada bardzo przyjemny jakby mleczny zapach, który utrzymuje się na włosach dosyć długo. Jest to typowa maska pod termocap, ja nie lubiłam stosować jej jako odżywka bez czepka. Co czyni naszym włosom ta maseczka. Przede wszystkim odżywia, wygładza oraz nadaje blask. Włosy stają się po niej błyszczące, gładkie, dobrze się rozczesują i nie puszą ale nie obciąża ich, dodatkowo prześlicznie pachną. Jak już wspominałam maseczka mimo 250 ml wystarcza na prawdę na bardzo długo. U mnie przy nakładaniu zazwyczaj raz w tygodniu albo raz na dwa tygodnie wystarczyła na około rok. Produkty marki BioVax dostępne są w drogerii SuperPharm. Z tego co widziałam pojedyncze produkty można kupić w Rossmannie czy Hebe, ale akurat tą maskę widziałam jedynie w SuperPharm. Cena za 250 ml wynosi około 20 zł. Ja zazwyczaj produkty tej marki kupuję na promocjach, które są dosyć często i wówczas płacę około 12 zł jak dobrze pamiętam. Dodatkowo słyszałam, że bardzo dobra jest również maska do blond włosów tej marki, osobiście stosowałam ją raz z saszetki i myślę, że na pewno ją kupie. :D A właśnie, czasami w drogeriach można spotkać maski czy odżywki BioVax w saszetkach, fajna opcja na spróbowanie. Podsumowując bardzo polecam tą maskę osobom ze zniszczonymi, delikatnymi włosami.

Kolejna maska o której wam opowiem to Odbudowująca i Odżywiająca maska do włosów marki Farcom z serii Seri Natural Line. W jej składzie znajdują się ekstrakty z miodu oraz migdałów.  Posiada ona również bardzo wygodne, uwaga!, litrowe zakręcane opakowanie. Maska ma taka galaretowato-budyniową konsystencję, hm... nie wiem jak ją opisać jest dla mnie dosyć specyficzna. Jest ona białożółtego koloru również z perłową poświatą. Dodatkowo prześlicznie pachnie. Jej główną zaletą oprócz wielkości jest skuteczne nawilżenie włosów. Włosy są bardzo miłe w dotyku, gładkie i sypkie. Dodatkowo maska nie obciąża ich i ułatwia rozczesywanie. Ogromnym plusem tej maski jest również jej użytkowanie.
Nadaje się ona zarówno pod termocap jak typowa maska ale również, świetnie sprawdza się jako odżywka. Dla mnie istny MUST HAVE każdej dziewczyny, która lubi dbać o włosy. Dostępna jest w drogerii Hebe za około 16 zł, jak dobrze pamiętam. Także cena w porównaniu do opakowanie to kosmos, pozytywny oczywiście. Jest ona tak wielka, że ja obdarowałam dolewkami mamę i koleżanki a nadal ją "męczę" i nie mogę skończyć. Polecam ją bardzo serdecznie wszystkim! :D



Trzecia ostatnia już to maska do włosów z olejem argonowym i jedwabiem firmy Romantic Professional. Jeżeli czytaliście mój ostatni wpis to skojarzycie, że opisywałam tam odżywkę z tej serii. Bardzo chciałabym równie dobrze napisać na temat tej maski ale niestety... Posiada ona równie wygodne, zakręcane opakowanie o pojemności 500 ml. Jest ona w kolorze białym z "perłowa" poświatą a jej konsystencja jest rzadsza w porównaniu do pozostałych, taka bardziej budyniowata. Zapach jej jest czysto chemiczny ale przyjemny tak jak i odżywki z tej serii. Co robi włosom... Moje tylko puszy. O tyle ile odżywka sprawdzała się świetnie, tak maski moje włosy nie polubiły. Po umyciu są strasznie spuszone i sianowate. Może jakiś składnik mi po prostu nie odpowiada. Maskę tą można stosować pod termocap ale również jako i maskę, 3 min na włosach i spłukujemy.
 Co do wydajności to pewnie i jest ale ja tego nie sprawdzę bo nie zamierzam jej więcej używać. Maska dostępna jest w różnych drogeria czy nawet w Auchman. Jej cena jest nie wielka za 500 ml płacimy około 11 zł. Nie będę jej odradzać nikomu, bo każdy ma inne włosy. Mi po prostu się nie sprawdziła.









Dodatkowo wspomnę przy okazji tego postu o masce z granatem i aloesem firmy Arterra, dostępnej oczywiście w drogerii Rossmann. Kosztuje ona śmieszne pieniążki bo 9 zł a dodatkowo często jest w promocji. Chcę o niej wam pobieżnie powiedzieć, gdyż wiem, że jest na prawdę w porządku. Ładnie nawilża włosy i ułatwia ich rozczesywanie. Nie posiadam jej od pewnego czasu ale na pewno do niej wrócę. Także polecam! :)

Na dzisiaj to już wszystko. Tym oto wpisem kończymy serię o pielęgnacji włosów. Na pewno jednak nie będzie to ostatni wpis na temat włosów. Pozdrawiam was serdecznie!
Do zobaczenia Pa :D

niedziela, 19 czerwca 2016

Pielęgnacja włosów część 2. ODŻYWKI... ODŻYWECZKI... :)

Witajcie Kochani!

Chwilka przerwy od  nauki więc zabieram się do pisania kolejnego wpisu dla was. Co jak co ale są rzeczy ważne i jeszcze ważniejsze a blog się sam nie poprowadzi. ;p

Dzisiejszy wpis będzie kontynuacją serii na temat pielęgnacji włosów. Skoro zaczęliśmy od szamponów, czyli fundamentu pielęgnacji włosów to teraz należy przejść do kolejnego bardzo ważnego, moim zdaniem prawnie na równi z szamponem, filaru pielęgnacji czyli... nasze kochane odżywki do włosów. Nie wiem jak wy, ale ja w tym momencie nie potrafię umyć włosów i nie nałożyć odżywki... Może jestem dziwna nie wiem. ;p

Spokojnie dzisiejsza lista produktów nie będzie tak długa jak kolejki do lekarza, bo opowiem wam tylko o czterech odżywkach. Niestety nie mam żadnego bubla. :/ Może dlatego, że gdy znajdę odpowiednią odżywkę to rzadko ją zmieniam. Najczęściej jeśli nie jest już dostępna lub po jakimś czasie zacznie negatywnie wpływać na moje włosy. Poza tym zawsze przed zakupem kolejnego produktu przegrzebuje internet i czytam z milion recenzji, takie zboczenie. ;p
Dobra koniec wywodów bo to ma być zwięzły wpis a nie "Potop" więc zabierzmy się za konkrety. ;p



Zacznę może od odżywki/balsamu, który już niestety nie posiadam ale na prawdę jest wart uwagi. Mianowicie mowa o regeneracyjnym balsamie do włosów Romantic Professional firmy Forte Sweden. W tym momencie nie pamiętam dokładnie jest składu, ale wiem, że zawiera olej arganowy oraz jedwab. Postaram się w sieci znaleźć zdjęcie składu, bo niestety ja od dawna nie mam już opakowania. Jeżeli chodzi o moje doświadczenia z tym balsamem to byłam bardzo zadowolona. Moje włosy były pięknie wygładzone bez obciążenia, pamiętam, że to była chyba moja pierwsza odżywka, która ujarzmiła puszek na mojej głowie. Włosy wyglądały bardzo ładnie po użyciu tego produktu. Były lśniące, gładkie oraz łatwo się rozczesywały.
Dodatkowym plusem odżywki jest bardzo przyjemny zapach, który utrzymywał się na włosach dosyć długo. Niestety ostatnimi czasy miała problem z jej dostępnością więc zostałam zmuszona do zmiany odżywki. Teraz jednak myślę, że ponownie ją zamówię. Balsam kusi również wielkością oraz ceną. Butla, bo nie butelka jest o pojemności prawie litra przy (uwaga) cenie 12 zł. Szok! Dodatkowo jest super wygodna w użyciu, gdyż ma pompkę. Pisząc tego posta przypomniałam sobie jak bardzo kocham tą odżywkę. <3 :) Co do dostępności, kiedyś można było dostać ją w każdym sklepie z produktami do włosów, teraz niestety obok innych produktów tej firmy tej akurat odżywki nie ma. Z tego co się orientuję można zamówić ją na allegro czy z drogerii internetowej ezebra. Tutaj pozostaje mały niesmak. Z tej firmy i serii posiadam również maskę, o której opowiem w kolejnym wpisie, ale dodam tylko, że nie zrobiła takiego szału jak właśnie ten balsam.








Kolejną odzywka o której chciałabym wam opowiedzieć jest odżywka Dove Repair Therapy Silk & Sleek. Ehm.. mój kolejny MUST HAVE do likwidacji puszku na głowie. Niestety już niedostępny. Jak się o tym dowiedziałam to załamałam ręce... :(
Ale do rzeczy... Ogólnie jest to głęboko regeneracyjna odżywka z mikro moisture serum, która dodatkowo wygładza włosy. Włosy gładkie jak jedwab, to obiecuje nam producent. Czy to cudowne serum działa odbudowująco to niestety nie wiem i się nie dowiem bo wycofali ją ze sklepów i nie mam jak kupić kolejnego opakowania. ;/ Jeżeli jednak chodzi wygładzenie włosów to jest magia. Jeszcze tak gładkich i lśniących włosów jak po niej nigdy nie miałam. Dodatkowo nie zauważyłam aby powodowała szybsze przetłuszczanie. Posiada dość płynną konsystencję, więc jej wydajność jest dość mała. Zapach odżywi jest bardzo przyjemny ale nie utrzymuje się szałowo. Po prostu maska ideał do moich włosów. Chyba napiszę do Dove aby ją ponownie wprowadzili! :) Niestety nie pamiętam jaki jest jej koszt, ale podejrzewam, że około 10 zł za 200 ml. Jednak było by to najlepiej wydane 10 zł, uwierzcie. Jeżeli wiecie gdzie mogę ją dostać to dajcie znać, proszę bo ja już załamałam ręce. :(





Trzecią odżywką godną zainteresowania jest Garnier Fructis Oil Repair 3. Jest to wzmacniająca odżywka z 3 odżywczymi olejkami: Awokado, Karite oraz z Oliwek. Producent obiecuje nam odbudowę, głębokie odżywienie oraz wygładzenie. Posiadam w tym momencie chyba 4 bądź 5 opakowanie tej odżywki i miałam z nią różnie przeżycia. To była moja pierwsza odżywka jaką kiedykolwiek używałam. ehm ten sentyment :) Początkowo, gdy moje włosy to było siano a nie włosy, bardzo pomogła mi w rozczesywaniu i owszem lekko je wygładzała. W tym momencie, kiedy moje włosy są już ogarnięte i wyglądają jak włosy daje duże wygładzenie i jej działanie pokrywa się z tym co mówi producent: "włosy jedwabiste i pełne blasku". Jednak uważam, że aby osiągnąć na prawdę fajny efekt przy pomocy tej odżywki potrzebny jest odpowiedni szampon. Zestawiałam ją z różnymi i przeważnie z każdym zachowywała się inaczej. Obecnie stosuje ją z Gliss Kur Total Repair i jestem w 100% zadowolona. Zapomniałam dodać, że odżywka ma obłędny zapach, który mogłabym wąchać cały dzień. Jest dosyć intensywny ale przyjemny, a na włosach utrzymuje się kilka godzin. Świeżo po umyciu jest bardzo intensywny. Odżywka jest gęsta i bardzo wydajna, mi wystarcza na długo.
Dostępna jest we wszystkich drogeria czy sklepach zawierających dział z produktami do włosów. Jej cena jest dosyć przystępna i wynosi 9 zł za 200 ml produktu. Często jednak w rossmanie znajdziecie ją na promocji za około 7 - 8 zł. Ja wiem, że te opakowanie które posiadam na pewno nie będzie moim ostatnim.



Wiem miało być krótko, ale to już ostatnia odżywka w tym wpisie obiecuje. A będzie nią chyba już wszystkim znana, kultowa odżywka Gliss Kur Hair Repair Total Repair w sprayu. Jest to ekspresowa regeneracyjna odżywka do włosów suchych i zniszczonych z 19 aktywnymi składnikami oraz kompleksem z płynną keratyną. Tutaj rozpisywać się za dużo nie będę, bo wydaje mi się, że każdy ją zna. Pamiętam, że miałam ją chyba już w gimnazjum i nie potrafię zliczyć ile opakowań zużyłam. Ja stosuje ją po umyciu i wyschnięciu włosów, gdyż bardzo ułatwia mi ich rozczesywanie a ponadto ślicznie wygładza sterczące końcówki. Nie wiem czy wiecie o co mi chodzi.. Z racji, że mam kręcone i cienkie włosy nawet po wyprostowaniu ich prostownicą zawsze sterczą mi takie pojedyncze włoski i ta właśnie odżywka zmniejsza ten efekt. Tak samo po wysuszeniu włosów suszarką i spryskaniu ich odzywką znika puszek a włosy są pięknie wygładzone i lśniące. Kolejny must have dla cienkich i puszących się włosów. Zapach posiada taki sam jak wszystkie produkty z tej serii, czyli przyjemny ale czysto chemiczny. Ciężko mi stwierdzić czy jest wydajna czy nie... Ja używam jej dosyć dużo a od miesiąca nie zużyłam jej nawet do połowy. Nie potrafię się określić w tej sprawie. Dostępna jest w każdej drogerii czy sklepie, który posiada dział z produktami do włosów. Cena odżywki wynosi 15 zł za 200 ml. Ja zazwyczaj zaopatruje się na promocjach, ostatnio w rossmannie kupiłam ją za 9 zł.





Na dzisiaj to już wszystko. Pozostał nam już tylko jeden wpis z tej serii. Postaram się dodać go jak najszybciej.
Jeżeli wiecie, gdzie mogę dostać moją kochaną odżywkę z Dove napiszcie mi w komentarzu, proszę.
Do zobaczenia. Pa! :)

niedziela, 12 czerwca 2016

Pielęgnacja włosów część 1. SHAMPOO :)

Witajcie Kochani!

Dzisiaj rozpoczniemy małą serię na temat pielęgnacji włosów. Podzieliłam wszystko na 3 części: szampony, odżywki oraz maski do włosów. Pomyślałam, że po pierwsze tak będzie wygodniej a po drugie wpisy nie będą za długie. A nie chcę żeby moje posty przypominały "Krzyżaków" czy 'Potop". :)


Zaczniemy więc od szamponów, gdyż moim zdaniem są podstawą pielęgnacji włosów. Jeszcze tego nie wiecie, ale dzięki mojej współlokatorce, z którą mieszkałam na pierwszym roku studiów i którą serdecznie pozdrawiam, dostałam małej manii na punkcie dbania o swoje włosy. Moim odwiecznym problemem były słabe, cienkie oraz wiecznie nie dość, że rozdwojone ale i połamane włosy. Dosłownie siano na głowie, dosłownie! Dodatkowo nieświadoma JA dodawałam bólu moim i tak z zasady słabym blond włosom cały czas związując je najzwyklejszymi gumkami. W tym momencie aż mnie boli jak o tym pomyśle. To właśnie Karolina wytłumaczyła mi jak mam prawidłowo pielęgnować moje doszczętnie zniszczone włosy. Karolina jeżeli to czytasz to bądź ze mnie dumna nadal stosuje się do twoich rad. :)


I z tego miejsca chciałabym podzielić się z wami, może nie radami, bo nie znam się na włosach tak dobrze jak moja koleżanka, ale przynajmniej polecę wam produkty które uważam za godne uwagi. :)

Dodam, że w tym momencie nie posiadam już siana na głowie, a dodatkowo bardzo zwiększyła się objętość moich włosów. Cała praca jaką włożyłam we włosy dała ogromne rezultaty i pomimo tego, że już dwa razy je rozjaśniałam to są one nadal lśniące i gładkie. Choć świeżo po myciu mam jeszcze lekki puszek ale to już urok moich blond włosów po tatusiu i muszę to zaakceptować. :)

Dzisiaj mam dla was do zaproponowania trzy szampony. Różnych firm o przeróżnych składach. W tym momencie jestem w trakcie poszukiwania nowego idealnego szamponu ale o tym w dalszej części wpisu.

Zacznijmy od tego, który poleciła mi Karolina i który stosowałam non stop dosłownie przez dwa lata. Mianowicie przedstawiam Aloesowy szampon firmy Equilibra. Jest on bardzo delikatny i przede wszystkim, co jest bardzo ważne, nie posiada SLSów ani parabenów które są bardzo niedelikatne dla naszych włosów. W jego składzie już na drugim miejscu, zaraz za wodą, znajdujemy aloes. Producent informuje nas, że produkt zawiera 20% czystego żelu z aloesu. Nie posiada szczególnego zapachu, jest raczej delikatny może i aloesowy ale ja tego na mój nos nie czuje. Szampon jest żelowej konsystencji o przezroczysto zielonym kolorze. Pamiętam, jak ktoś mi mówił, że właśnie takie przezroczyste szampony są lepsze, ale nie wiem czy to prawda... Małą niewygodą tego szamponu jest to, że bardzo słabo się pieni, ale to też jego zaleta bo przecież nie zawiera SLSów, które właśnie pienią nam produkt. Pomimo braku substancji powierzchniowo czyszczących dobrze domywa włosy i przez te dwa lata nie miałam z tym żadnego problemu. Jednak po tak długim czasie stosowania wyłącznie jednego szamponu moje włosy niestety zaczęły się przetłuszczać na potęgę, ale to był mój błąd bo powinnam co jakiś czas zastąpić Equilibre jakimś innym produktem. Aloesowy szampon firmy Equilibra można dostać w aptekach, ja zawsze zamawiałam w DOZ, bądź w niektórych mniejszych drogeriach kosmetycznych. Jego cena jest różna ale zazwyczaj wynosiła około 16 zł, za 250 ml. Pomimo tego warto go kupić, bo jest dosyć wydajny ale przede wszystkim naprawdę dobry. Firma Equilibre w swojej ofercie posiada również inne dobre produkty nie tylko do włosów.
Ponadto do zmiany szamponu zmusił mnie sam producent. Nie wiem dlaczego, ale produkty tej firmy przestały być dostępne w sklepach a nawet w aptekach. Musiałam go zamawiać na zapas, przez internet bo zaraz znikał i nie było dostaw. Na prawdę nie wiem co się stało. Mam nadzieję, że w tym momencie nadal jest dostępny bo chciałabym go ponownie kupić. A skoro już zaczęłam




Kolejny szamponem, o którym wam opowiem jest Green Pharmacy z nagietkiem lekarskim. W tym przypadku również producent zapewnia nas, że produkt jest wolny od SLSów oraz parabenów. Nagietkowy szampon posiada ala żelową konsystencję i jest zupełnie przezroczysty. Moim zdaniem ma średnio przyjemny ziołowy zapach. Nie to, że jest śmierdnący, po prostu mi nie odpowiada. Podczas mycia słabo się pieni ale domywa włosy, choć zauważyłam, że po jego użyciu szybciej się przetłuszczają.
Jednakże stosuje go zamiennie z innym szamponem, o którym opowiem wam za chwilkę. Szampon dostępny jest chyba w każdej drogerii, aptece czy hipermarkecie. Ja swój kupiłam w Rossmannie i to jeszcze na promocji.
Jego cena jest niewielka i wynosi około 6 zł, za 350 ml. Ja  kupiłam swój za coś ponad 4 zł, jak dobrze pamiętam. Także cena i dostępność są w porządku. Co do działania. hm.. Jakiegoś szału nie zauważyłam, gdyż więcej na moich włosach w tym momencie robi odżywka. Jednym słowem delikatny szampon, który domywa włosy.





Kolejnym i ostatnim szamponem który wam przedstawię jest Gliss Kur Hair Repair Total Repair. Za ten szampon powinnam już dostać burę, gdyż kipi z niego SLS, ale kurczę czymś trzeba domyć włosy. Pomimo tego, że posiada SLS już na drugim miejscu, zaraz za wodą, nie zrobił strasznego spustoszenia na moich włosach, może nawet lekko je wygładził. Szampon jest dosyć rzadki i posiada mleczno-perłowy kolor. Jego zapach jest przyjemny lecz czysto chemiczny. Mam trochę wyrzuty sumienia, że go stosuje, a na skład nawet boje się patrzeć. Jednak po tym szamponie nie mam problemu z przetłuszczaniem się włosów i wytrzymują mi nawet 2 dni, co dla nich jest dużo. Należy jednak pamiętać, że stosuje go zamiennie z Green Pharmacy.




Posiada on największe opakowanie bo 400 ml w cenie około 14 zł. Ja kupiłam go ostatnio za dyszkę na promocji w Rossmannie.
Dostępny jest wszędzie tam, gdzie są szampony i z tym nie ma żadnego problemu. Podsumowując: skład średni, dosyć mocny szampon, który dobrze domywa włosy i jak dotąd mi nie zrobił krzywdy.







Na dzisiaj to już wszystko. Obiecałam, że nie będę pisała powieście ale coś mi nie wyszło. :( Postaram się od następnego razu o trochę krótsze wpisy. Mam nadzieję, że zaciekawiłam was pielęgnacją włosów i że chętnie przeczytacie kolejny wpis o odżywkach do włosów. Jeśli znacie dobrą maskę wygładzającą włosy to dajcie mi znać w komentarzach, bo jestem w trakcie poszukiwań czegoś nowego, co ujarzmi moje puszki na końcówkach. :)
Jeżeli chcecie być na bieżąco zachęcam aby dołączyć do grona obserwatorów a zostaniecie powiadomieni o każdym nowym poście.
Do zobaczenia. Pa!

piątek, 3 czerwca 2016

Made in China, czyli HAUL zakupowy #2

Witajcie Kochani!

Pamiętacie mój haul zakupowy z Aliexpress? Pomyślałam, że nadszedł czas na recenzję pędzli. Tak! Pędzelki z Chin w końcu doczekały się recenzji! :) Wiem, trochę z tym zwlekałam, ale im dłużej trwały testy tym moja opinia jest bardziej potwierdzona. Przy okazji wspomnę o Brushrgg, który przyszedł mi wraz z nimi w zamówieniu. Osoby, które nie widziały jeszcze wpisu z haulem zapraszam do przeczytania, myślę, że był bardzo ciekawy gdyż miał najwięcej wyświetleń jak dotąd. :)

Pędzli używam od lutego, więc myślę, że już mogę się wypowiedzieć na ich temat. Może po części treść tego wpisu będzie pokrywała się z tym wcześniejszym ale jakoś damy rade.



W drodze przypomnienia, zestaw składa się z 10 sztuk pędzli, 5 dużych oraz 5 małych. Nie są to markowe pędzle, ani podróbki markowych, po prostu chińskie no name.




Małe pędzelki są odwzorowaniem dużych, mają takie same kształty, tylko oczywiście mniejsze rozmiary. Niestety tak jak przypuszczałam na początku małe pędzle są za duże do makijażu oka. Nadają się jedynie do nakładania bazowego cienia czy rozprowadzania bazy na powiece. Dodatkowo można używać ich do korektora pod oczy czy do precyzyjnego nałożenia rozświetlacza. Jedynie jednego z nich możemy użyć do dokładnego nałożenia cienia na powiekę i sprawdza się w tym świetnie.

Duże pędzle natomiast idealnie nadają się do aplikacji bronzera, różu oraz rozświetlacza. Jednego z nich, przypominającego flat topa używam do podkładu. Posiada on dosyć długie włosie ale mi mino to pracuje się nim bardzo dobrze. Używam ich wszystkich wykonując swój codzienny makijaż. Stąd mogę powiedzieć, że są świetnie. W zupełności zastąpiły mi Sunshade Minerals.

Posiadają gęste, bardzo miękkie, miłe syntetyczne włosie. Testuje je od około 4 miesięcy i u żadnego z 10 pędzli nie zauważyłam wysypywania się włosia, pomimo tego, że myje je na prawdę często, minimalnie raz w tygodniu a flat top nawet codziennie w bardzo ciepłej wodzie. Jedynie co mogę im zarzucić to to, że jeden z nich mi się rozkleił, tzn. odeszła skuwka od trzonka. hehe Zabrzmiało jakby się rozstali. ;p Na to jednak byłam przygotowana, gdyż wspominali o tym w komentarzach dotyczących aukcji. Z czyszczeniem ich również nie ma żadnego problemu. Bardzo ładnie i szybko się domywają w ciepłej wodze z szamponem. Jedynie mój "flat top" trudniej domyć po podkładzie, ale z podkładami tak jest, z tego co mi wiadomo.
Przypomnę, cena zastawu pędzelków na Aliexpress to $5,90, czyli na złotówki około 20 zł. Dodatkowo przesyłka z Chin jest darmowa.







Teraz może słów kilka na temat magicznego Brushegg, Jest to połowa jajeczka z tworzywa sztucznego, które po jednej stronie posiada tarkę, za pomocą której myjemy nasze pędzle. Jego zadaniem jest szybsze i łatwiejsze mycie pędzli. :) "Cudowne" jajko kupiłam za $1,03, czyli na złotówki, około 4 zł. Oczywiście tego gadżetu nie musicie zamawiać z chińskiej stronki, gdyż dostępny jest w drogeriach internetowych czy allegro, jednak za dużo wyższą cenę.

Czy te jajko na prawdę jest takie magiczne? Uważam, że to przydatny gadżet, jednakże nie jest niezbędny. Równie dobrze możemy umyć pędzle bez niego. Sprawia on jednak, że mycie jest po prostu przyjemniejsze bo nie trzecie pędzlami po swojej skórze a po sylikonowej tarce. Myślałam, że jajko pomoże mi w domyciu pędzla po podkładzie, natomiast samo całe wymazane jest w podkładzie i jeszcze je muszę domywać.
Także podsumowując: Brushegg jest przydatnym gadżetem, który sprawia, że mycie pędzli jest przyjemniejsze lecz osobiście nie dałabym za niego więcej niż te 4 zł. Jeśli robicie zakupy na chińskiej stronce to warto jest wrzucić takie jajeczko do koszyka, natomiast nie zamawiałabym go specjalnie w wyższej cenie. Taka moja opinia. :)

Na dzisiaj to już wszystko. Mam nadzieję, że podobał się wam dzisiejszy wpis.
Jeżeli chcecie być na bieżąco z nowymi wpisami dołączcie do grona obserwatorów, a za każdym razem, gdy pojawi się nowy post zostaniecie o tym poinformowani.

Pozdrawiam. Pa! :)

sobota, 21 maja 2016

Kosmetyczne cudaki - konturówki Golden Rose #1

Witajcie Kochani!

Wpadł mi do głowy pomysł, aby rozpocząć serię "Kosmetyczne cudaki". Będę w niej umieszczać moim zdaniem absolutne hity ale już te, które przetestowałam i są w 100% godne polecenia. Co o tym myślicie? :)


Dzisiaj na spróbowanie dodam pierwszy post z tej serii. Będzie on dotyczył absolutnych i niezaprzeczalnych cudaków czyli konturówek formy Golden Rose. To, że jestem fanką tej marki wiecie nie od dziś... Bardzo chętnie sięgam po nowe produkty, które z przyjemnością testuje. Konturówki tej firmy znam nie od dziś i wy pewnie też, więc nie zaskoczy was moja opinia. Postarałam się i zrobiłam zdjęcia jak prezentują się one na ustach, kolory mogą odrobię odbiegać od tych w rzeczywistości ale starałam się jak najlepiej uchwycić ten właściwy kolor.

W swojej kolekcji posiadam konturówki (niestety) tylko z dwóch serii a mianowicie Dream Lips Lipliner oraz Emily. Nie zauważyłam między nimi innej różnicy niż cena. Obie serie są mięciutkie, tak jakby kremowe. Mają świetną pigmentację, co w połączeniu z konsystencją daje bardzo wygodny w użytkowaniu i wydajny produkt. Na ustach utrzymują się naprawdę długo. Można w nich śmiało pić a ubytki są naprawdę niewielkie. Po jedzeniu jest troche gorzej ale wiadomo tak to jest z produktami do ust, że po tłustym posiłku lubią znikać. Jak już wspomniałam nakładają się bardzo przyjemnie a po aplikacji mam wrażenie jakby wpijały się w usta. Co pewnie czyni je takimi trwałymi. Malutkim minusikiem jest to, że po przyschnięciu wysuszają usta, ale taka już uroda matowych kredek i pomadek do ust. Posiadają prześliczne modne kolory w różnych odcieniach i uważam, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ja jestem w nich zakochana i w tym momencie mogę przyznać, że wyparły one szminki z mojego makijażu. Ogromnym plusem tych produktów jest cena. Konturówki serii Emily kosztują 4,90zł a Dream Lips Lipliner 6,30zł. Aż się nie chce uwierzyć, że za taką przystępną cenę można kupić tak dobry produkt. Uwielbiam za to markę Golden Rose! :)

Ostatnio jestem fanką ciemnych brudnych, troche zimnych odcieni na ustach, jak powiedział mój tata: "A co ty sobie burakiem usta posmarowałaś." :) Także nie dziwcie się, że prawie wszystkie są tego samego koloru. Miłość jest ślepa i nie pozostawia wyboru. :)
W swojej kolekcji posiadam, jak na razie, sześć konturówek Golden Rose. Cztery z Dream Lips Lipliner oraz dwie z serii Emily.
Dream Lips Lipliner: 501, 510, 511 oraz 517.
Emily: 201 oraz 217.

Kiedyś już wam wspominałam o kolorze 517, chyba przy pomadkach Velvet Matte Lipstick tej marki.
Mam nadzieję, że komuś pomogę w wyborze koloru. :)

Zróbmy małe podsumowanie, aby wszystko było czarne na białym:
PLUSY:
- cena
- pigmentacja
- konsystencja
- trwałość
- duża gama kolorystyczna

MINUSY:
- lekko przesusza usta








Dream Lips Lipliner 501

Dream Lips Lipliner 510

Dream Lips Lipliner 511

Dream Lips Lipliner 517

Emily 201

Emily 217
Zdradzę wam, że uwielbiam numer 510. :)

Mam nadzieję, że już testowałyście ten produkt, jeśli nie to koniecznie spróbujcie bo na prawdę warto.
Na dzisiaj to już wszystko.
Do zobaczenia PA! :)